filewicz-przydrozny-krzyz

Cytat dnia

"Cisza gra a ja jeszcze wchodzę w sen" - ks. Jan Filewicz

„Jest wiele dróg….”

Moja droga do kapłaństwa, to odpowiedź na zaproszenie, to pójście za światłem, które świeci ciepło w oddali i prosi:

„ogrzej się”.

To nie skomplikowane analizy intelektualne, to nie nagłe olśnienie czy „wstrząs tektoniczny” w głębi duszy.

To raczej powtórzone za Maryją „fiat” i przyjęcie wszystkiego w nadziei, że Dobry Ojciec weźmie moją dłoń w Swoją ojcowską i poprowadzi bezpiecznie drogą jedynie Jemu znaną.

 

Przyszedłem na świat dn. 3 czerwca 1952r. Moi rodzice Władysław i Genowefa. Mieszkali w pięknej, podlaskiej wsi Małowista niedaleko Suchowoli. Wychowałem się w rodzinie, gdzie nigdy nie kwestionowano istnienie Boga. On po prostu był, jest i będzie. Tu nie było czasu na podważanie zasad wiary. Tu się Boga i Jego Matkę po prostu i bezwarunkowo kochało.

Wszystkiego uczyli mnie moi rodzice.

Prostym sercem bez żadnych kompromisów, gdy chodziło o wiarę.

Panie! Dziękuję Ci za mego tatę i moją mamę!

A Bóg był obecny w moim domu wszędzie. Był z ojcem, gdy ten orał wiosną pierwszą skibę ziemi, był w zapachu zżętego zboża, w źdźbłach trawy, w pachnących kopach siana. On codziennie szeptał, że mnie kocha, a ja odpowiadałem mu dziecięcym uśmiechem. Równocześnie w sąsiedniej wsi Okopy – tak jak ja, bawił się z rówieśnikami mały Alek (starszy ode mnie o 4 lata), późniejszy Sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko.

Lata dziecięce! Piękne, pachnące swojskim chlebem wspomnienie. Klasy 1-4 ukończyłem w rodzinnej wsi Małowista. Muszę też wspomnieć o mojej pasji. Kiedy koledzy zbierali znaczki, naklejki, a ja pochłaniałem (nie czytałem, gdyż to zbyt płytkie określenie) książkę za książką. Nieraz, kiedy mama przynaglała do spania, zakopywałem się głęboko w pierzynę i z latarką w ręku przemierzałem świat z Tomkiem Sawyerem. Kilka razy zdarzyło się, że wracając ze szkoły, owładnięty chęcią przeczytania kolejnej, nowozdobytej książki – siadałem w przydrożnym rowie i świat rzeczywisty przestawał istnieć. Byłem tylko ja i książka. Ten duet nierozłączny! Czas i przestrzeń zamykały się wtedy w twardych okładkach książki. Taki stan (błogostan!) podróżowania w nieznane z bohaterami książek trwałby zapewne i trwał, gdyby nie fakt, iż szukała mnie moja cała rodzina.

Musiałem wtedy szybko wracać do rzeczywistości, a dokładnie – do domu. Teraz, po latach, mogę wyobrażać sobie ile zmartwień przysporzyłem swoim bliskim.
Potem kl. 5-8 we wsi Zwierzyniec Wielki. Następnie szkoła Technikum Budowlane w Sokółce. Matura. A jednocześnie ciągłe pytania – co dalej?

Myślę, że już wtedy Pan szeptał

„Pójdź za mną!”

Jeszcze niejedna konfrontacja z życiem, napotkani po drodze ludzie, sytuacje i decyzja – seminarium.

Dziękuję tym wszystkim, którzy byli mi przychylni, wspierali w podjęciu decyzji słowem i modlitwą. Dziękuje też tym, którzy byli innego zdania i nie narzucali mi go.
Powiedziałem wtedy Panu Jezusowi

„Będę pasł baranki Twoje”, a Ty Panie prowadź mnie przez życie.
„Oto biorę kawał mojego drzewa i idę za Tobą”.

I tak 38 lat temu po raz pierwszy przestąpiłem próg Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Białymstoku, gdzie 6 lat później przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk ks. biskupa Edwarda Kisiela. Na obrazku umieściłem wtedy następujące słowa:

„Chcę serce moje jako bochen chleba
Pokroić dla tych, których głód uśmierca.
Ty zaś to spraw, o Panienko z nieba,
Aby dla wszystkich starczyło mi serca”.
K. Makuszyński

Pierwszą winnicą, na którą posłał mnie Pan była parafia p.w. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Trzciannem, gdzie proboszczem był ks. Stanisław Hryczanik. Terytorialnie największa parafia w diecezji. Wsie oddalone od siebie o kilka, czy kilkanaście kilometrów. Jednak Pan, który jest najlepszym gospodarzem dawał siłę swojemu „ robotnikowi”. Pogoda, czy pora roku nie stanowiły dla mnie przeszkody. Pieszo, przemierzałem parafię wzdłuż i wszerz.


Niektóre wsie były liczne pod względem ilości domostw, w innych zaś, było po jednym gospodarstwie. Nie były rzadkością rodziny, które miały 14, 12, 10 dzieci. Nie zawsze też panował tam dostatek, ale było w nich coś szczególnie cennego, coś, czego próżno by szukać gdzie indziej – było to nie do opisania, ciepło rodzinne i nie do zmierzenia żadna miarą Miłość. Bywałem w ich domach częstym gościem. Po latach z niektórych tak licznych rodzin – Pan powołał 3 księży i kilka sióstr zakonnych. Jakie to budujące i piękne.

Dziękuje Ci Panie!

Kiedy myślami wracam w tamten czas, szczególnie przychodzą mi na myśl jeszcze inne wydarzenia. Pamiętam jesienie, czas wzmożonych prac w polu, wykopki, a jednocześnie miesiąc różańcowy. W Kościele zaledwie kilka staruszek. Jednak po niedługim czasie, z pomocą Bożą i przy moim skromnym udziale ( jako narzędzia w ręku Pana!), modlitwa różańcowa rozbrzmiewała głosem najmłodszych parafian i coraz to liczniej liczby dorosłych.

Mimo wytężonej pracy w polu, gospodarze wyznaczali sobie kolejki i „zbierali” po wsiach dzieciaki, które następnie chętnie uczestniczyły w nabożeństwie różańcowym. Za dziećmi coraz to liczniej przybywali rodzice, za wnukami – dziadkowie i babcie. I tak radowało się Serce Najświętszej Panienki, kiedy w kościele było coraz gwarniej.
Zdarzało się nieraz, że wraz z najmłodszymi parafianami robiliśmy „ konkurencję” ( w dobrym znaczeniu) dla wiejskich dyskotek. Kiedy za płotem rozbrzmiewała głośna muzyka, grałem z dziećmi w badmintona. Ksiądz w sutannie z paletką w ręku budził większe zainteresowanie niż głośna dyskoteka. Sala pustoszała, a coraz więcej młodzieży przyłączało się do gracza w sutannie. A przez zabawę można było przekazać dzieciom i młodzieży więcej wspaniałych i szlachetnych treści, niż w jakikolwiek inny sposób.

I jeszcze! Pamiętajmy, iż były to czasy głębokiej antyreligijnej polityki. We wsiach stało wiele krzyży. Smutkiem przejmował ich stan. Zmurszałe, podparte, walące się. I na to trzeba było znaleźć radę. Jednak we wsiach czuwali nad „ porządkiem” stróża ówczesnego prawa – ORMO-wcy. I tu z pomocą Bożą znachodziły się sposoby. Jednak należało działać ostrożnie i z rozmysłem.

Najpierw przez kilka kolejnych niedziel głosiłem homilie. Nawiązywały one do symboliki Krzyża i jego wymowy. Potem niejedna rozmowa z wiernymi i zaczęto szykować materiały na nowe krzyże. Później po nocach, w stodołach, powstawały piękne, solidne, nowe krzyże. Niemało zachodu, odwagi i sprytu potrzeba było, by je ustawić na miejsce starych. Skoro były gotowe – trzeba było je wymienić. Liczyliśmy się wszyscy z konsekwencjami takiej „ budowlanej samowoli”. Biliśmy wtedy rekordy szybkości, z jaką stare krzyże znikały, a w ich miejsce wyrastały nowe, solidne.

Dziś tego strachu nikt pewnie ze stawiających nie pamięta, a krzyże stoją do dziś i stać będą jeszcze długo, długo. Pamiętam, że przy jednej takiej „wymianie” pomagał nam chcąc nie chcąc tamtejszy ORMO-wiec, który potem już sam na siebie donieść nie mógł.

Może wspomnę o jeszcze jednym wydarzeniu.

Było mi dane uczyć religii dzieci intelektualnie upośledzone. Przywożono je do Trzciannego z całej parafii. Byli tam mężczyźnie dorośli, wzrostem dwukrotnie przewyższający młodego ks. Jana, były też mniejsze dzieci. Przekrój zróżnicowany wzrostem i wiekiem! W ławkach jednak, wszyscy byli uczniami. Pewnego dnia miał do nas przybyć biskup Edward Kisiel. Moi podopieczni – przygotowywani przeze mnie starannie, na tyle na ile to było możliwe – odpowiadali na moje pytania w obecności księdza biskupa i przybyłych gości. W pewnym momencie ks. biskup sam chciał zadać im kilka pytań, porozmawiać. Pyta jednego – milczenie. Drugiego – milczenie. Pozostałych – milczą. Konsternacja. Co tam dużo mówić byłem zawstydzony. Jednak podeszła do mnie jedna dziewczynka i mówi: „ Proszę księdza, a ksiądz kazał im nie rozmawiać?” Wstałem i powiedziałem – „Z ks. biskupem możecie rozmawiać.” Odetchnąłem! Sytuacja się wyjaśniła. Moi podopieczni przyjęli bardzo dosłownie słowa „ nie rozmawiać”, więc nie rozmawiali z nikim prócz swego księdza. Wizytacja wypadła pomyślnie – moja posługa w parafii Trzcianne była pięknym i cennym doświadczeniem w życiu młodego wówczas kapłana.

Tutaj też zastał mnie stan wojenny.

Aż wreszcie przyszła pora, kiedy decyzją władz kościelnych trzeba mi było zakończyć posługę w parafii Trzcianne. Musiałem zostawić tą piękną ziemię, pachnącą kłosami zbóż, umajoną malwami, malowaną zagonami maków, chabrami i rumiankami. Stanąłem u drzwi kościoła p.w. Św. Andrzeja Boboli w Starosielcach (dzielnica Białegostoku), gdzie z otwartym sercem przyjął mnie ks. proboszcz Stanisław Girstun. Parafia ta była zgoła inną od poprzedniej. Tu nie było aż takich odległości, mniejszy obszar, lecz wierni, ich potrzeby, problemy, smutki i radości takie same. Nie dałem się, myślę, poznać jako kapłan statyczny. Szczególną radość dawały mi dzieci i młodzież, która ze szczerą chęcią współorganizowała ze mną przedstawienia, uczyła się śpiewu. Założyłem tu oazę oraz scholę. Uczyłem jednocześnie religii i organizowałem pielgrzymki. Nie pamiętam dnia bez spotkań z wiernymi i tymi najmłodszymi i tymi starszymi. Te rozliczne spotkania ubogacały mnie, dawały radość, utwierdzały w powołaniu. Bo przecież powiedziałem Panu

„ Biorę kawał mojego drzewa i idę….”
Idę Panie tam, gdzie są baranki Twoje. Ja Twój pomocnik, Twój sługa, Twój na zawsze Twój…….

Jednak posługa moja na „ roli Pańskiej” w Starosielcach dobiegło końca. Winnicą (trzecią), w której Pan wyznaczył mi posługę była nowopowstająca parafia pw. dziś już Świętej Jadwigi Królowej na Słonecznym Stoku.

7 lutego 1984 roku nasz ukochany ks. biskup Edward Kisiel wydał dekret erygujący parafię błogosławionej Jadwigi, a następnego dnia nominację na proboszcza otrzymał ks. Stanisław Wojno, ja i ks. Jan Hołodok zostaliśmy wikariuszami nowej parafii. Na początku nie aż tak wiele się zmieniło w naszej codzienności, mieszkaliśmy nadal przy parafii św. Andrzeja Boboli w Starosielcach. Tu w pogodę i niepogodę przybywali parafianie. Osiedle „Słoneczny Stok”, to było marzenie wielu czekających na mieszkanie, uchodziło więc ono w Białymstoku za nowoczesne, ciekawie zakomponowane, z przyszłością. Jego budowa ruszyła oficjalnie w lutym 1989 roku, bloki rosły jak grzyby po deszczu, choć w Polsce kryzys gonił kryzys. Czas „Solidarności” dodawał nam sił i nadziei, kościoły były pełne rozmodlonych wiernych, chwytano słowa prawdy, uczyliśmy się Polski, a wielkim narodowym nauczycielem stał się Ojciec Święty - Jan Paweł II. Każdy z nas księży czuł się szczególnie potrzebny, choć na nowym osiedlu zrazu mocno trzymali się obrońcy PRL. Proboszcz Stanisław unikał otwartej konfrontacji, niósł posłanie pokoju, przyciągał uśmiechem, dobrym słowem. Naśladowaliśmy go, co wcale nie było łatwe, czasem trzeba było ściskać zęby. Najwdzięczniejsi – jak wszędzie – byli najmłodsi. Przyznaję, że byli moją wielką radością, może ktoś się uśmiechał nie do końca życzliwie widząc, jak je głaszczę po głowach, ściskam za noski, zagaduję do nich.


Panie spraw,
Abym
Nie budował
Własnego posągu powagi

Ale daj
Mi Panie
Dobry humor

Szczęście jak słońce –

Uśmiech Pana
Jezusa oczy drogie

Ty szczęściem
Jesteś Boże


To było wielkie szczęście, że mieliśmy za patronkę błogosławioną Jadwigę. Królowa, która zamiast zyskiwać sobie sławę doczesną i zażywać szczęścia, przyjęła wyzwania w imię Boga i Ojczyzny. Zgodziła się pojąć za męża księcia litewskiego - Jagiełłę, dużo od niej starszego i uważanego za niemal dzikiego. W zamian za rękę i koronę książę przyjął wiarę katolicką i sprawił, że Litwini porzucili pogaństwo. Jadwiga z pokorą przyjmowała wyroki Boże, zadbała o rozwój Akademii Krakowskiej, oddając na jej potrzeby koronę i berło. Zmarła młodo, w boleściach, poruszała dusze pokoleń Polaków, także kardynała Karola Wojtyły, który wprowadził Jadwigę do grona Świętych Pańskich. Białystok powstał na ziemiach należących do Wielkiego Księstwa Litewskiego, tu po wojnie przeniosło się wielu Polaków uchodzących przed represjami z Wilna i Wileńszczyzny. Był wśród nich i metropolita kardynał Romuald Jałbrzykowski. O tych sprawach nie bardzo można było mówić wcześniej, przełom nastąpił w latach 1978-1981, stała się więc błogosławiona. Jadwiga zwiastunką nowych porządków, ciekawiła, dawała moc. Może i Jej zawdzięczać należy, że nie tak długo czekać wypadło na zgodę władz, by mógł na osiedlu stanąć kościół.


Świątynia

W sukni nazwiska
Odwaga ludzka

Krzyż bliski
Obietnica

Bajka uszczupla
Cierpienie
Szczęście kaprysi
By się odrodzić!

Jezus… i ja…

Barwna skóra
Wzniosłego marmuru
Uświęcę dzień
W chwale Ojca Jedyny!


Czas szybko gonił, z każdym dniem byliśmy zasobniejsi duchowo, materialnie i bogatsi w doświadczenia. Nasz ksiądz proboszcz Stanisław podpisał w końcu marca 1984 roku akt notarialny przejęcia na własność działki pod kościół i dom parafialny. To było i jest wyjątkowe miejsce, wyniosłe, z pięknymi widokami. W zapadających ciemnościach można było podziwiać mrowie świateł Białegostoku. O dawnych dziejach tych ziem przypominał staw na Marczuku, niegdyś osadzie młyńskiej nad rzeką Bażantarką, gdzie przetrwały zakątki bogatej przyrody. Najstarsi mieszkańcy pamiętali porozrzucane w terenie zagrody i stodoły, wielkie sterty lnu (ulica Lniana). Ocalały resztki lasów Bacieczek, niestety z grobami ofiar pomordowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Pobliska zaś linia kolejowa to Magistrala Petersbursko-Warszawska z 1862 roku, która tak bardzo przyczyniła się do rozwoju przemysłu włókienniczego. Ma ona połączenie ze stacją Starosielce, która powstała z woli władz carskich w 1873 roku, na linii Brześć – Grajewo. Natomiast „stara wieś” („stare sioło”, stąd i nazwa Starosielce) z 1547 roku to obszar obecnej Ścianki z pętlą autobusów linii 6.

Mówiono, że nasza parafia leży „za miastem”, za łąkami, „w stronę Warszawy”. Że niby tak bardzo daleko, na peryferiach. To prawda, że były kłopoty z komunikacją, dziurami w szosie, wąskim wiaduktem. Często na wietrze i w deszczu czekało się na autobus. Takie położenie miało jednak i dobre strony, byliśmy oddaleni od zgiełku, bardziej wrażliwi na piękno natury, można powiedzieć, że bliżej ludzi i nieba.

„Dar Boży”

Z wyobraźnią
...dusza wszechobecna
nie tylko w mym sercu

Pokłony na święto
Chrystusa – znów biję –
…i Słońce duszy –
w mej dłoni

- jak ciepło, czule –
- i uczucie znów dzień zrodzi
- i sens znów kwitnie

lubuję kwiecie
sopran ptaków
nadziei
basem wyraźnej
tekstury otulam


Ksiądz Stanisław uwijał się jak na prawdziwego gospodarza przystało, my - dwóch Janów – chcielibyśmy być mu pomocni. Zaczęła się zwózka materiałów, ogrodzono cały teren, a w Wielki Czwartek stanął Krzyż wysoki na 4 metry. Krzyż jako znak chrześcijaństwa. Napisano, że prowadziłem rozmowy z oddechem ziemi, z człowiekiem i ze śpiewem ptaków. Przede wszystkim jednak z Ojcem, co w niebie, jego Synem umęczonym na Krzyżu, z Matką Bożą. Całe moje kapłaństwo zawierzyłem Matce Boskiej Ostrobramskiej, do której często pielgrzymuję. A zaczęło się to podążaniem do świętego Wilna w pierwszym roku mojej służby kapłańskiej. Poszedłem śladem rodziców i sąsiadów z suchowolskiej okolicy.

Nasza parafia szybko włączyła się w wielki ruch pielgrzymkowy. Oto jak wspomina ten czas Adam Dobroński: „Ks. Jan Filewicz jeszcze wówczas nie pisał wierszy, ale już miewał niezwykłe pomysły. A że trudno się było oprzeć serdecznym prośbom, to na szlak pielgrzymi wyruszyli w końcówce lat osiemdziesiątych także pracownicy ówczesnej Filii Uniwersytetu Warszawskiego. Nie musiałem długo namawiać kolegów, choć z kondycją u niektórych było, prawdę mówiąc, fatalnie. Tak trzykrotnie i ja prawiłem nauki trzymając w jednym ręku mikrofon, w drugim notatki. Młodszym przypomnę, że był to jeszcze mikrofon z przewodem i „końcówką” w postaci mówiącego, który musiał nadążać za „czołówką radiową”, reagować błyskawicznie na zmianę tempa marszu. Jeśli skończył się asfalt i zaczęła tak zwana polska (polna) droga, to takiemu mówcy pozostawała jedynie silna wiara, że uda się jednak mimowolnie wyminąć największe kamienie i dziury. Pozostawmy jednak na boku tego typu szczegóły, nie chwalmy się po latach liczbą bąbli na nogach, przebytych kilometrów, przemodlonych godzin. To temat na osobną barwną opowieść. Wędrowanie do Sanktuarium na Jasną Górę, pot i bolące nogi, ale nad wszystko żarliwa modlitwa, nauki w drodze, radość bycia w rodzinie zjednoczonej duchem. Tamte pielgrzymki miały niepowtarzalny urok powitań na trasie, spotkań z wiernymi, którzy przyjmowali nas jako widomy znak odnowy, nadziei na wolną Polskę, pamiętającą o swych korzeniach. Warto się trudzić, gdy można dać innym i samemu otrzymać tyle radości. Czy udało mi się przekazać znak pokoju i nadziei w głoszonych kazaniach? Bardzo tego pragnąłem, a jednocześnie cicha prośba Maryjo – Ty czyń wszystko we mnie i za mnie.

„Kazanie”

…ja…
duch zbłądzony
gubię istotę…
zręczne słowa
wdzięczny sens
ścieżkę uziemiają

już wiem
widzę
czuję

wznoszę się
w natury pokorze

idę
tańczę!
dzwon ust
nadzieja śpiewa

Co jeszcze dobrze zapamiętałem z pracy kapłana parafii błogosławionej (świętej) Jadwigi? Wyjeżdżałem do chorych, uczyłem dzieci głuchonieme religii, organizowałem opłatek dla członków Przyjaciół Radia Maryja i dla osób niepełnosprawnych wraz z parlamentariuszy z naszego miasta, dołączyłem do grona pedagogów, opiekowałem się grupami oazowymi, kręgami rodzin, odnowa w Duchu Świętym. Czyniłem posługę kapłańską, bo taka była wola Pana, takie potrzeby, takie i moje możliwości. Zapłatą były uśmiechy parafian, dobre słowa wypowiadane przy okazji różnych spotkań. To dzięki życzliwości współmieszkańców, podejmowaliśmy coraz to nowe zadania. Pamiętam pierwszą Komunię świętą (jeszcze w kościele św. Andrzeja Boboli) i wizytację biskupa Edwarda Kisiela, potem poświęcenie placu budowy z homilią ks. Tadeusza Krahela. Cieszyliśmy się z faktu przybywania gości i z naszych codziennych spotkań przy modlitwie, w pracy. Powstał „barak” i tu również katechizowało się spotkania z różnymi grupami jak i schole, niemal od razu za mały, a w 1985 roku zaczęto wykopy pod dwupoziomowy kościół z ciekawą architekturą i wyniosłą wieżą. Już nikt nie mógł mieć wątpliwości, że nasza parafia żyje, staje się wielką rodziną. Tylko jak ją całą ogarnąć, jak nie zagubić się wśród murów osiedla, znaleźć drogę do serc i umysłów, pozyskać przyjaciół i wśród osób innej wiary i postawy?

W życiu
trzeba się nauczyć
„tworzyć i leczyć
i kochać nade wszystko

a wtedy zniosę porażkę
i przetrwam – zwycięstwo

naucz mnie Boże
kochać miłością
świętą

proszę Cię Panie.

Pod koniec października 1991 roku, kiedy tyle było już za nami, ale i tyle zamiarów przed nami, na lekcji religii w Szkole Podstawowej nr 36 uległem udarowi mózgu. Przez trzy miesiące na oddziale neurologii, a następnie rehabilitacji, przeżyłem ból, niepewność, niemoc. Poznałem, co to znaczy ułomność ciała i doświadczyłem wielkiej łaski. Parafianie nie zapomnieli o mnie, mogłem ich słuchać, leżąc na łóżku szpitalnym, choć sam nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa. Po odzyskaniu częściowej sprawności (leczenie trwało jeszcze długo) pojechałem, by przed obliczem Maryi podziękować Bogu za darowanie życie. Jak mogłem podziękować parafianom? Powrotem do posługi kapłańskiej, teraz z większym jeszcze wyczuleniem na los osób chorych, niesprawnych. Nie zapomniałem jednak i o najmłodszych, wydając pierwsze w Polsce pismo dla nich – „Serduszko”.
W 1994 roku pojechałem do San Giovanni Rotundo, do grobowca Ojca Pio. Wówczas to byliśmy i na audiencji prywatnej u Papieża Polaka. Po Mszy świętej Jan Paweł II powiedział mi, że mam jeszcze wiele do zrobienia. A kiedy dowiedział się, że wybieram się na pieszą pielgrzymkę ekumeniczną z Białegostoku do Wilna, poprosił o modlitwę w Jego intencji przez cudownym Obrazem. Ojciec Święty pobłogosławił nam tam obecnym, a ja po wyjściu z audiencji rozpłakałem się jak małe dziecko. Po powrocie powstała w parafii Grupa Modlitwy Ojca Pio, potem były liczne pielgrzymki dla osób chorych i niepełnosprawnych do sanktuariów w Lourdes, La Salette, Loreto, Rzymie, San Giovanni Rotundo, Wilna, Częstochowy, innych jeszcze miejsc nadziei.


Gdzie są ludzie
tam jest Bóg

a schody, winda
są najpiękniejszym
sanktuarium

Boże!


Nie byłoby bez doświadczeń nabytych w parafii św. Jadwigi i tomików wierszy. Nie wypada mi pisać samemu o nich, dlatego cytuję opinię życzliwych mi bliźnich.

„Ks. Jan Filewicz ofiarowuje nam światło wierszy-modlitw. Może droga będzie prostsza? Może ciernie skulą się pod dotykiem zmęczonych dłoni wędrowca? Może wiersze-modlitwy będą jak krople z nieznanego źródła, które tryśnie tam, gdzie nasze prośby i tęsknoty, wszak peregrynujemy nieustannie – czasem nie odchodząc od komputera, strzegąc naszej własnej bezradności. Modlitwą zwyczajową można przecież zatrzymać się nad lekturą wierszy-modlitw. Przywołać chwile skupienia ku wieczności, skupienia bez lęku przed upływającym czasem. Bez lęku, ale ze świadomością kruchości świata, który odchodzi, mija nas, obecnych i nieobecnych zarazem. Czytając wiersze ks. Jana, szukajmy dróg, a nasze wątpliwości ukoją słowa proste, słowa pokorne” – pisze Marta Cywińska- Dziekońska.

„Poeta i fotografik – artysta – ksiądz Jan Filewicz odkrywa dla nas profanów świat piękna i dobra, świat tajemnic i wzruszeń. Prowadzi nas swą drogą, ucząc wrażliwości i refleksji, miłości i prawdy, odwagi i wiary. Swoją mądrą poezją chce ksiądz Jan przekazać nam swoje fascynacje, bo On, jako jeden z niewielu dobrze zna „cud najwspanialszego” odradzania się życia. Ksiądz Jan kocha Boga, życie i ludzi, a przez swe artystyczne pasje chce, abyśmy też potrafili dostrzec moc Boga, piękno świata i wartość miłości bliźniego” – pisze Maria Bartnicka

A Jan Leończuk twierdzi: „ I tak jest zapewne w przypadku poetyckich inspiracji i nanizywanych obrazów w wierszach ks. Jana Filewicza. Poezja kapłańska ks. Jana rozpisuje codzienne modlitwy na brewiarze, a rozmowę z Panem Bogiem czyni szczególnym czasem. Tu zapewne tkwi tajemnica poetyckiego wędrowania”

„Liryki księdza Jana są już dobrze znane na literackiej scenie. Głównie poświęcone są one tematyce religijnej, ale nie brak w nich strof filozoficznych i refleksyjnych, np. „gdzie jest nasze człowieczeństwo?”, „gdzie my jesteśmy?”. Ksiądz- poeta zaciekawia czytelnika swoimi refleksjami na temat życia współczesnego człowieka i jego problemów. Prowadzi dywagacje na tematy religijne – wiary, nadziei i miłości. Bóg i sprawy religijne są motywem przewodnim w twórczości księdza. W swoich tomikach ksiądz-poeta snuje rozważania na temat podróży, dzieciństwa, młodości i opisuje zjawiska przyrodnicze” – pisze Halina Wójciuk

Te tomiki to jeszcze jeden dowód na siłę wspólnoty parafialnej wzajemnie się wspierającej i inspirującej. Powstawały przecież i inne ruchy, grupy i organizacje, przybywało kapłanów. Po zaskakującej śmierci ks. Stanisław Wojna mieliśmy nowego proboszcza ks. Andrzeja Gniedziejko, który kontynuował dzieło poprzednika. My i wierni niezmiennie przeżywaliśmy radość budowania kościoła oraz jego wyposażanie. To już była jedna z największych parafii w archidiecezji, znana i ceniona.
Ze zrozumiałych względów byłem mniej przydatny bezpośrednio w pracach budowlanych, dziękowałem natomiast Bogu za łaskę zaufania parafian. Często do godzin nocnych słuchałem ich opowieści o sobie i problemach rodzinnych. Wiedzieli, że mogą zapukać do moich dni o każdej porze dnia i nocy, a ja potraktuję ich z całą powagą i życzliwością. Dziś chcę im wszystkim podziękować serdecznie za wspólnie spędzone lata. Szczęść Boże na dalszą drogę życia. Niech radość i łaska Pana nigdy nie opuszcza członków białostockiej wspólnoty parafialnej św. Jadwigi. A ja, chociaż teraz służę Bogu, wraz ze społecznością Grabówki, bardzo często wracam myślą, modlitwą i sercem do parafian mojej niezapomnianej św. Jadwigi. To właśnie Wam moi bliscy parafianie, dedykuję wiersz o szczęściu.

Szczęście to pokój

sieję pokój

pokój wyrasta
z nadziei

obdarzy dobrami

ufajcie Bogu – On zwyciężył

świat i pokój ludziom zostawił
niech serce ludzkie się nie lęka
gdy w sercu strach
i lęk się kryje

wiemy jedni
„że zbawiciel nam żyje”

zapalę u Twych stóp niegasnący
znicz
a pieśń niech
płynie na Chwałę
Twoją

Przygniata
świat i jego ciężary

lecz
odwaga silniejsza
jest od choroby…

wtedy człowiek jest
kimś więcej niż artystą

na loterii świata
można wygrać i przegrać wiele

w cierpieniu często więcej jest powodów
do uśmiechu i radości
niż goryczy i zwątpienia

Pragnę przedstawić parę innych wierszy, które powstały całkiem niedawno. Powstały z potrzeby serca, natchnień, oczarowań i zachwytów, ale nade wszystko z miłości. Z miłości do tego, który mnie stworzył, ukształtował, powołał do swojej służby i pozwolił paść Swoje Baranki.
I raz jeszcze pozwolę sobie przytoczyć te ciepłe słowa pod adresem mojej poezji i osoby.


DOBRO

Panie spraw
Abym był
Dobrym człowiekiem

Otwartym na
Ludzkie cierpienia
I nieszczęścia

Bym zauważał
Potrzebującego człowieka

Panie spraw
Abym był
Dobrym jak chleb
Człowiekiem

….

Jezu Ty wszystko możesz
A mnie jakoś nie wychodzi

Myślałem, że mam w ręku
Tygiel ze złotem
A okazało się, że mam
Kruchą kredę

Ale wierzę,
Że przemieniłeś w złoto wszystko
Wszak serce moje chcesz uczynić
Świątynią swoją

Felieton na okoliczność

W przewidywaniu, że wszyscy pozostali autorzy tekstów nie odważą się w niczym naruszyć majestatu księdza Jana, chcę wystąpić w roli Stańczyka, chociaż nie mam w tej mierze należytego doświadczenia, a ryzykuję wiele.

Jak wiele? Po pierwsze, ks. Jan już nigdy nie złoży mi żadnej propozycji pisarskiej „nie do odrzucenia", co może spowodować uwiąd mego i tak już zmęczonego umysłu, a mnie narazić na bojkot towarzyski fanek i fanów Poety. Po drugie, kariera ks. Jana może przecież wyraźnie przyspieszyć, a wówczas będę miał jeszcze gorsze notowania na szczytach kościelnych. Co gorsze, te powściągliwe (oględnie mówiąc) nastroje mogą zaszkodzić osobie mi serdecznie bliskiej, której jednak dwojga imion z powodów zrozumiałych wymienić tu nie mogę. Po trzecie, pogorszą się bardzo moje relacje z moją ukochaną (autentycznie!) Teściową, która oczekuje kolejnych tomików ks. Jana jak Beduini deszczu na pustyni. Mam jeszcze: po czwarte, piąte i dziewiąte, ale tych kolejnych argumentów nie napiszę, bo niniejszy akapit miałby więcej słów niż co najmniej dziesięć wierszy ks. Jana, a to były duży nietakt.

Pierwsze strofy za płoty, przechodzę do analizy wybranego tekstu ks. Jana. Oczywiście powstał problem zasadniczy: w jaki sposób przeprowadzić ów wybór. Trafić właściwie, to jak wytypować zwycięską szóstkę w Totku, tyle tych tomików a w każdym z nich mrowie wierszy. Stanąłem więc przed uginającą się półką, zmrużyłem oczy z wrażenia i ręka sięgnęła po tom XVI opatrzony tytułem „Prosto z serca", zadedykowany lekarzom i pielęgniarkom. Notabene, dedykacje - z małymi wyjątkami - świadczą, że Autor nie jest aż tak bardzo zagubiony w codzienności, jak sądzą niektórzy. Można z nich zorientować się, komu Poeta już dziękuje, a na czyją życzliwość jeszcze liczy. A że liczy i liczy, więc wydań na pewno będzie przybywać regularnie.

Wybrałem tomik, teraz powstał problem strony. Zaraz, ile to lat znam ja księdza Jana, wówczas jeszcze figlarnego wikarego ze Starosielc, z przydziałem do powstającej parafii bł. (awans na świętą przyszedł później) Królowej Jadwigi od króla Władysława spod Grunwaldu. Wychodzi, że 35! Ale ten czas leci! Jak wiersze Janowe!
Na stronie 35 czytam: „Wszystko odchodzi/ i się zmienia/ tylko czas jest/ ale nie ten sam/ człowiek odchodzi/ a czasem Bóg jest/ zawsze ten sam/ jest tu i teraz./ Bóg Pan wszystkiego/ ponad czasem." Przeczytałem kilka razy, że Bóg Pan wszystkiego ponad czasem, to nie mam wątpliwości. Ale dlaczego jeśli Pan jest ponad czasem to czasem jest czasem?

A. Dobroński


MUZYKA

Słyszę
Muzykę wieczoru
Zatopiony w gorliwej
Modlitwie
Robię rachunek
Sumienia z całego dnia
I słyszę nieśmiałe
Bicie serca
I przyjazne spojrzenia
Innych ludzi

To wielkie szczęście
Znaleźć
Bratnia duszę

Słyszę
Muzykę wieczoru
A Ty Panie
Przemawiasz do mnie…

Dlaczego zaufałeś
Panie
Kiedyśmy grzeszyli
I mówili „nie”

To Ty Panie wziąłeś krzyż nasz
Idąc na Golgotę

Umarłeś na nim
By trzeciego dnia Zmartwychwstać

Wstąpiłeś do nieba
Zsyłając Ducha Świętego

Zostawiłeś siebie
W sakramentach Pokuty i Eucharystii

Dziękuję za ufność!

A ja wciąż błądzę…
I błądzę

Daj memu sercu
Mądrość
I nadzieję


Spotkanie na mej drodze księdza nie było kwestią przypadku, gdyż u Boga przypadków nie ma. Traktuję je więc jako dar, jak spełnienie życzeń.
Do parafii, św. Jadwigi należę od chwili jej istnienia i od tejże chwili zapamiętałam postać księdza. Niejednokrotnie myślałam, że dobrze by było znać księdza osobiście. Słuchając Jego nauk, wiedząc o poetyckich predyspozycjach, obserwując sposób, w jaki ksiądz komunikuje się z parafianami, zwłaszcza z dziećmi przeczuwałam, że jest ksiądz osobą obdarzoną charyzmą, otwartą na bliźniego. Brakowało jednak cywilnej odwagi, aby po prostu pójść i prosić o rozmowę. Zdałam się na łaskę losu. Bóg sprawił, że moje życzenia spełniły się. To był miód na moje serce. Już sama rozmowa z księdzem była wspaniałym prezentem, a jakby tego było mało, zostałam obdarowana dwoma tomikami poezji, za które serdecznie dziękuję. Prośba o ocenę zawartych w nich wierszy, była dla mnie zaskoczeniem, bo chociaż nieśmiało piszę do szuflady, recenzja poezji księdza przywodzi mi na myśl przysłowiową wyprawę z motyką na księżyc. W żadnym razie nie jestem osobą uprawnioną, ani kompetentną i jeżeli spróbuję skreślić kilka zdań na temat księdza "poezjowania", co ośmielam się powtórzyć za prof. Adamem Dobrońskim, to tylko ze względu na prośbę księdza.
Leitmotiwem twórczości księdza jest Bóg i wszystko co od Niego pochodzi, a więc człowiek, przyroda. Każdy wiersz jest wyznaniem wiary, znakiem nadziei, „kapliczką", w której można(należy)kontemplować MIŁOŚĆ. To swoiste perełki trafiające do najwrażliwszych pokładów duszy, wywołując należny rezonans. Kto raz je przeczyta, będzie musiał sięgnąć po nie powtórnie. Doświadczyłam tego. Że wiersze księdza wywrą na mnie głębokie wrażenie wiedziałam a priori, lektura ich tylko to potwierdziła.
Dziękuję księże, za bukiet pozytywnych doznań. Dzięki takiej poezji-modlitwie chcę stać się lepsza, rozejrzeć się dookoła i dostrzec rzeczy małe, bo „wtedy jest radość z małych rzeczy". Pragnę podobnie, jak Ty, księże „co dzień szukać skarbów, w kropli wody, w ziarenku piasku, w oczach bliźniego, w żyłkach zielonych liści (...) Pragnę go szukać z myślą o Jezusie, bo tak jest dobrze, bo to jest życie. Chciałoby się rzec za J. W. Goethem „więcej światła" księże Janie, ale Ty masz go przecież dużo więcej.
Szczęść Boże w dalszej pracy twórczej.

Z poważaniem
Krystyna Latała

SZUKAĆ

Szukałem Ciebie
Panie
A Ty ukrywasz się
Przede mną

Szukałem Ciebie
Wszędzie
Nie znalazłem

Kiedy byłem zmęczony
Poszukiwaniem
Wysłuchałeś wówczas
Mojego wołania

Pozwoliłeś
Wyśpiewać pieśń
Miłości
Jezu, ufam Tobie

CISZA

Klękam
I szukam ciszy
W rozgardiaszu
Pełnym słów

Szukam ciszy
W codziennym życiu

Szukam ciszy
W zwariowanym
Świecie

Szukam ciszy –
Aby usłyszeć
Twój głos Panie


Kilkanaście lat temu był całkowicie sparaliżowany. Odzyskał zdrowie i zaczął pisać wiersze. Tym wspaniałym, utalentowanym poetą jest kapłan- Jan Filewicz. Święcenia kapłańskie przyjął w 1978 r. Jest księdzem, poetą i fotografem. Cały czas prowadzi aktywną działalność na rzecz parafii. Jako pierwszy w Białymstoku uczył religii dzieci głuchonieme. Był opiekunem scholi dziecięcej „Łajba księdza Jana", która wydała już kilka swoich płyt CD. Organizował piesze pielgrzymki na Jasną Górę i do Wilna. 1988 roku był organizatorem pielgrzymki do Lourdes dla osób niepełnosprawnych. Bardzo wiele pielgrzymuje do różnych sanktuariów Maryjnych w Polsce i Europie oraz na świecie. Jest autorem ponad dwudziestu pięciu tomików poetyckich. Pierwszy ukazał się w 2000 r.: „Zapisy modlitewne"; „Klękam przed Tobą"; „Nieść krzyż"; „Droga krzyżowa"; „Eucharystia- Miłość- Zmartwychwstanie"; „Majowe zamyślenia"; „Zadziwione niebo"; „Jezioro lustrem nieba"; „Głosy i kroki do Matki"; „Promieniem otwieram świt"; „Ciche obłoki zamyśleń", „Słowo jak chleb"; „Blaski wschodów i zachodów"; „Kochaj życia drobiazgi"; „Prosto z serca"; „Świetlisty promień"; „Z serca"; „Biały ptak"; „Deo Gratias"; „Konfesjonał świata"; „Z miłości"; „Łza szczęścia"; „Brewiarz... i co dalej"; „Oświeceni w drodze".

Tomik „Brewiarz... i co dalej" jest małym modlitewnikiem zawierającym wiersze-modlitwy oraz pytania o sens życia człowieka na Ziemi. Zawiera listy świętego Ojca Pio do wielu osób. Całość wzbogacana jest grafiką ukazującą kolejne dni, w których Bóg stwarzał świat. Jest to atrakcyjny niezwykły i jedyny w swoim rodzaju tomik wierszy.
Tomik- „Oświeceni w drodze" przedstawia postać i nauczanie świętego Pawła z Tarsu. Jest to ciekawa przygoda opowiadająca czytelnikowi życiorys świętego Pawła i jego losy.


Ksiądz- poeta Jan Filewicz jest laureatem U nagrody Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. ks. Jerzego Popiełuszko „Z miłością aż po krańce".
Słowa poetyckie zawarte w tomikach naszego białostockiego poety połączone są często z grafiką, rysunkami i fotografią, co oddaje bardziej tematykę zawartych w tych
lirykach treści. Jego dwa wiersze z tomiku „Ciche obłoki zamyśleń" znalazły się w „Przewodniku metodycznym do nauki religii w klasach trzecich liceum ogólnokształcącego".

Ksiądz poeta bardzo często sam ilustruje swoje tomiki. Jest świetnym fotografem. Zorganizował już wiele wystaw w kraju i za granicą. Były to wystawy o różnorodnej tematyce np. „Polskie cmentarze na Rossie w Wilnie i we Lwowie - cmentarz Łyczakowski". Inne wystawy to: „Zimowe impresje księdza Jana"; „Małe jest piękne"; „Pasja" ta wystawa poświęcona była filmowi o tym samym tytule.


Ksiądz Jan Filewicz uwielbia fotografować przyrodę, przydrożne krzyże. Tej tematyce poświęcił swoje ostatnie wystawy fotograficzne, a co ciekawe- wśród artystycznie wykonanych fotografii znalazły się dobrane tematycznie fragmenty wybranych wierszy mające ścisły związek z fotografiami.

Halina Wojciuk

WIARA

Na kolanach
Trwa moja mała wiara
Która ma góry przenosić

Moja wiaro malutka
Pozostań w mojej duszy
Na zawsze

Jestem pełen wdzięczności
Dla mego Pana

Na kolanach
Trwa moja mała wiara…



Noc w skrzydłach anioła
Z diamentową
Mleczną drogę

Ze złotem rosy
I z szelestem piór
Budzącym zagajniki

Za gęstymi włosami
Ciemnej nocy
Słychać melodię
Ptaków

Zmrok splata jej cienie

Wiatr tuli ziemie
I szepcze
O posłannictwie nieba

To wszystko w zasięgu
Mojej dłoni
Dar od tego który
Jest samą Miłością

Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział, że ludzie jako to zboże, kiedy kłos pełen ziarna chyli się ku ziemi siejąc; a kłos pusty pyszni się ku górze... Ks. Jan, to wielka twórcza osobowość a mimo to pokornie pyta: „- Ja, Panie, ja?... Panie, mój Wielki Boże wiesz, jak podnieść mnie z kolan"...

Biorąc do ręki kolejny- XXIX tomik wierszy ks. Jana Filewicza pt. „Ufność moja na pajęczej nici słowa" jestem przekonana, że odnajdę coś szczególnego, zwiewnego co łączy relacje Autora (czy jak to się w nauce o literaturze bezpiecznie mówi- podmiot) w jego tajemnicy ze słowem. Mam do czynienia z zapisem cennego, bo osobistego doświadczenia duchowego tak różnego, jak różni są ludzie i jak różne sytuacje, w których się znajdują... /chciałbym /wędrować ścieżkami /rozpalając serca i umysły /aby tworzyć ład i dobro... // //... bezradny jestem /kiedy przychodzą/trudne dni i kiedy /czuję niepokój w sercu... // Poezja ks. Jana nie rzuca się z jazgotem, nie powala na łopatki, nie zabija przytomności, ale jest ona szczęśliwie wolna od frazesów, od konwenansów napuszczonych słów... Poeta nie musi stosować wybiegów stylistycznych aby zostać zrozumianym. Strofy wierszy rozsiewają się, wirując, nabierają mocy artystycznej i obecnieją, przez co Poeta wyłudza cierpliwość, ogarnia chaos, porządkuje strumień spojrzeń przepływający przez niebo i wszechświat... /najważniejsze /sprawy nieba i ziemi /dokonują się w ciszy... /...wszyscy jesteśmy pasażerami /tego samego statku /złączeni miłością stworzenia /nie pozwólmy zatonąć /życie na ziemi ma sens//...

W tomiku odnajdują strofy o zachwycie Bogiem i światem /...w rosie poranka /wciąż podążam /od Boga ... kiedy przychodzisz do mnie / w Hostii /wszystko radośnieje jasnością cudu //a także o cierpieniu, znużeniu, smutku... /ale najczęściej spotykam Cię Boże w cierpieniu /cierpienie /jak dzwon co /budzi do modlitwy /i rozmowy /z Tobą Panie.... Powraca pamięć o Ojcu Pio, św. Franciszku, a czasami zabrzmi nutka bezradności... Ojcze Nasz /w niebie i na ziemi /jak odnaleźć i unieść /codzienność.
Osiemdziesiąt dziewięć wierszy jak osiemdziesiąt dziewięć kłosów słonecznych ziarenek wniosło w mój zwykły dzień- promyk dobra, pokory i piękna. Serdeczne podziękowania za szept „... na pajęczej nici..." księdzu - poecie Janowi z poważaniem

Halina Alfreda Auron

SAMOTNOŚĆ

Czasami upadam
W oszklone ramy
Samotności
Są to trudne chwile

Samotną duszą szukam bratniej
Duszy

Pragnę sercem mierzyć
Lot bezdomnych ptaków
Którym wiatr
Skrzydła utula

POEZJA

Moja Poezja
W złotej koronie

Moja Poezjo
Świerszczu w kominie

Moja Poezjo
Przez gorzkie łzy

Moja Poezjo
Niebiańska królewno

Moja Poezjo
Miłości trudnej
Ale prawdziwej

 

Powroty

Do poezji księdza Jana trzeba wracać, poznawać ją, smakować. Dlaczego? Przede wszystkim, by bardziej otwierać się na Boga i na człowieka, czynić swą duszę wrażliwszą, a postępki bardziej wyraziste. Trzeba wracać, bo przecież wciąż jesteśmy w drodze, ta zaś bywa kręta, wyboista, często prowadzi pod górkę. Żeby się nie zgubić potrzebne są drogowskazy i te poeta stawia, odświeża, dopisuje na nich bardziej szczegółowe informacje. To droga naszego życia, od poczęcia do grobu. Czy tylko od poczęcia i tylko do grobu. Ksiądz Jan przypomina także o historii, o tym co dziedziczymy po przodkach. A grób zamykając drogę na tej ziemi otwiera szlak wieczny.
To zrozumiałe, że ksiądz powtarza nam – idźcie drogą wiary do swego Pana. Ważniejsze jednak, jakie stawia znaki, o czym przypomina. Najczęściej kieruje nasz wzrok ku miłości, często dowodzi, że jej towarzyszą radość i piękno. Trzeba tylko/ otworzyć się/ na drugiego człowieka i trzeba ufać Panu. A zawsze kochać warto/ nawet jeśli nas nie kochają.
Dobrze mieć w drodze przewodnika, wtedy na pewni się nie zbłądzi. W tym tomiku ksiądz Jan proponuje nam dwóch przewodników, różnych, a przecież obu świętych, podziwianych, czczonych. Tym pierwszym jest Paweł ze swą męczeńską biografią. Szedł przez życie w umiłowaniu prawdy, konsekwentnie, stanowi wzór bez rysy, w majestacie świętości. To Pawła ks. Jan prosi, by prowadził go do Chrystusa, utwierdzał w nadziei, pomagał w cierpieniach, pocieszał, podawał dłoń w ciężkich chwilach, użyczał swej niepojętej mocy. Żarliwa jest ta modlitwa, wsparta faktami z życia świętego. Jest jednak i drugi przewodnik, ten pokazuje nam także bardziej wyraziście piękno świata, cuda przyrody, barwy jesieni, czar ciszy nocnej. To święty Franciszek, któremu towarzyszy święta Klara.
Idźmy zatem drogą dobrze oznakowaną, z takimi właśnie przewodnikami, ufni w moc modlitwy i pieśni. I zgodnie z zachętą księdza Jana odczytujemy trafnie nie tylko cel ostateczny, ale i wszystkie wartości, które spotkać możemy. Korzystajmy z nich i sami je wzbogacajmy w miarę naszych sił i możliwości. Takie moim zdaniem jest przesłanie tego kolejnego tomiku poety Jana Filewicza.
Zawsze kochać warto...

A. Dobroński


Jeszcze słońce
ma zaspane oczy
wiatr budzi
wszystkich
samochody gdzieś pędzą
z ludźmi

Ptaki coś mówią do nieba
obserwują wszystkich
i z modlitwą no moich
ustach
idę do konfesjonału
spotkać się z
Chrystusem Przebaczającym

I tak po 21 latach pasterzowania przy „ Jadwidze” łaskawy Pan jakby egzekwując słowa, które wypowiedziałem na początku „Oto biorę kawał mojego drzewa i idę za Tobą…” posłał mnie do parafii Krzyża Świętego w Grabówce na obrzeżach Białegostoku. Kościół na skraju lasu, otoczony zielenią, zapachem igliwia, śpiewem ptaków, muzyką świerszczy. Proboszcz Michał Gozdowski przyjął mnie cierpliwie i ciepło. Parafianie z otwartym sercem (co zaraz dało się odczuć) przywitali mnie i obdarzyli swoją miłością. Ja nie pozostawałem i pozostaję im w tym względzie dłużnym. Ażeby opowiedzieć o mojej posłudze w Grabówce, posłużę się świadectwem parafian:
„ W sierpniu 2005 r. przybył do naszej parafii ks. Jan Filewicz. Swoim przybyciem zrewolucjonizował cichą dotąd, podmiejską wspólnotę. Rozpoczęło się od prezentacji fotografii i nowego tomiku poezji „Klękam z pokorą wiersza”. Następnie uczestniczyliśmy w wernisażu poświęconym tomikowi „Pokój serca”. Wernisaż wzbogacony był o przepiękne, fotografie przydrożnych krzyży i kapliczek, zachodom słońca, przyrodzie.


W niedługim czasie organizuje ogniska i inne imprezy integrujące młodzież. Pielgrzymuje z dziećmi pierwszokomunijnymi do sanktuarium w Studzienicznej. Od początku pełni posługę kapelana w Domu Pomocy Społecznej w Zaściankach i Bobrowej. Podopiecznym oddaje całe swoje serce. Zamienia słowa poety K. Makuszyńskiego „ … aby dla wszystkich starczyło mi serca” - w konkretny czyn. Po dwóch latach pasterzowania ks. Jana, proboszczem zostaje ks. Andrzej Brzozowski. Wspaniały kapłan, dobry gospodarz.

Ks. Jan tak jak poprzednio, zaskakuje coraz to nowymi pomysłami. Inicjuje msze święte dla dzieci, październikową procesję z różańcem i pochodniami na pobliski cmentarz, gdzie spoczywają pomordowani przez hitlerowców Polacy. Odbywają się msze roratnie z udziałem dzieci, które przynoszą wykonane przez siebie lampiony.
Odkąd mamy ks. Jana, mamy też i żywą, bożonarodzeniową szopkę. Parafialni sąsiedzi udostępniają swoją posesję na ten cel, a inni wierni użyczają zwierząt i służą pomocą przy budowie. Przy cichej współpracy ks. Jana, odwiedza nasze dzieci święty Mikołaj. W tym roku zamiast reniferów przywiozły go konie. Sanie pełne były prezentów.

Święto Objawienia Pańskiego.
W tym dniu ( już po raz drugi) przybywają do nas Trzej Królowie. Przybywają bądź to konną w asyście ułanów, lub też (w wersji bardziej współczesnej) ogromnymi, kilkudziesięciotonowymi samochodami ciężarowymi. Podczas tegorocznej wizyty Kacper, Melchior i Baltazar uczestniczyli w konferencji prasowej, gdzie w rolę dziennikarzy wcieliły się dzieci.

Czas Wielkiego Postu mogliśmy przeżyć głębiej dzięki przygotowanemu pod okiem profesjonalnego reżysera i udziale wiernych, Misterium Męki Pańskiej. Inscenizacja oparta na modlitwie Gorzkie Żale, była i tym razem pomysłem ks. Jana, pod duchową opieką ks. Proboszcza.
W niedzielę Palmową mogliśmy się przenieść na ulice starożytnej Jerozolimy. W tym dniu i my również witaliśmy Pana Jezusa wjeżdżającego na osiołku w otoczeniu 12 apostołów. Z racji na prawie dwutysięczną odległość w latach od pierwotnej uroczystości – w Grabówce tylko osiołek był prawdziwy!
Kolejną inicjatywą ks. Jana to Dzień Dziecka, organizowany w naszej parafii. Dzień ten obfitował w wiele różnorakich atrakcji, takich m.in. jak spotkanie ze znanymi sportowcami, gry i konkursy, wspólne grillowanie.

W tym roku uczestniczyliśmy w Pierwszej Parafialnej Biesiadzie Dożynkowej, połączonej z kwestą na rzecz dzieci.
W między czasie ks. Jan zorganizował rajd rowerowy na zakończenie wakacji, w którym uczestniczyło ponad 100 rowerzystów. Rajd zakończył się wspólnym ogniskiem.
Być może nie o wszystkich przedsięwzięciach ks. Jana wspomnieliśmy. Z niecierpliwością czekamy na kolejne. Za dotąd zorganizowane z całego serca dziękujemy.

Parafianie

Bogu niech będą dzięki za to, iż powołał mnie do pracy w Swojej winnicy.
Pragnę podziękować mojemu obecnemu proboszczowi Ks. Andrzejowi Brzozowskiemu za to, iż błogosławi i wspiera moje przedsięwzięcia. Parafianom za otwartość i pomoc w ich realizacji.

ks. kan. Jan Filewicz